Teodor Jeske-Choiński (ur. 27 lutego 1854, zm. 14 kwietnia 1920) był jednym z najbardziej płodnych pisarzy doby pozytywizmu polskiego. O ile w swoich czasach jego dzieła były stawiane na tym samym poziomie co książki Sienkiewicza czy Bolesława Prusa, o tyle dzisiaj o tym literackim geniuszu słyszymy niewiele albo w ogóle! Jego utwory miały bowiem wymiar historiozoficzny i ich celem nie było podążanie za nurtami i prądami popularnymi czy modnymi. Nie można ich tak łatwo zaklasyfikować do tej samej kategorii co powieści innych autorów. A skoro nie można, to po co polski system edukacji ma się trudzić i uczyć polską młodzież o pisarzu, który wyłamał się z systemu i pisał pod prąd? Jeszcze jego wątpliwa z dzisiejszego punktu widzenia działalność publicystyczna wymierzona nie w grupę etniczną, ale pewną cywilizację, która rosła obok tej chrześcijańskiej, całkowicie go przekreśla w oczach odpowiedzialnych za oświatę. Jego miejsce jest w mroku historii! Czyżby?
A o czym pisał Jeske-Choiński? Nie o tendencjach, które kształtują się w nowożytnym społeczeństwie, a nawet nie o genezie całego narodu. On pisał o duchu, który ukształtował Europejczyka. Możemy niemal obcować z tym duchem w powieściach Gasnące słońce, Ostatni Rzymianie czy Tiara i korona. Wyzyskał on z całego dziedzictwa europejskiego, to co spaja i w pewnym stopniu określa każdego świadomego bywalca Starego Kontynentu. Jak to możliwe? O czym napisał w powieściach, które poświęcił przełomowym wydarzeniom najpierw Imperium Rzymskiego, potem średniowiecznej Europy i w końcu tragedii rewolucji francuskiej?
W czasach mody na ateizm i społeczeństwo laickie on pisał o starych kadzidłach, których używali Rzymianie w swoich obrzędach. W epoce mody na wyzywające stroje dla pań, on odmalował dramat Westalki, która odrzuca miłość dla godności rzymskiej kapłanki. W okresie prymatu świeckich państw nad religią, on przypomniał Grzegorza VII, który roztrzaskał germański miecz siłą swojej woli i autorytetu! Kiedy Henryk Sienkiewicz rozpisywał się ku pokrzepieniu serc, Choiński łamał serca wszystkim, dla których cywilizacja łacińska coś znaczyła. Jej spoiwem niewątpliwie był Chrystus. Chciał pozyskać dla Niego całe dziedzictwo starożytnych, był takim doktorem scholastyki, ale realizującym swoje ideały w powieściach, a nie traktatach.
Choińskiemu nie były obce starania niepodległościowe Polaków, o czym świadczy jego najmniej znana pozycja Paskarze. Opisuje w niej to czego najbardziej się obawiał i przed czym przestrzegał młodą Polskę. Zainteresowanych odsyłam do tej noweli. Napisał on także powieść O mitrę hospodarską w całości poświęconą historii Polski, a konkretnie Rzeczpospolitej Szlacheckiej XVI wieku. Jako pisarz rzymsko-katolicki patrzył on jednak zawsze głębiej, interesowało go to co jest wspólne narodom Europy. Przecież nie jakieś idealistyczne braterstwo, o którym napisała głowa obecnego Kościoła w Frateli Tutti. Braterstwo dla ideałów humanistycznych jest tak bardzo obce wierze katolickiej, że z pewnością powyższy dokument byłby nie do przełknięcia dla łacinników sprzed wieku. Co bowiem może spoić narody ziemi? Tylko prawdziwa cywilizacja katolicka! Nie masońskie frazesy, które stawiają człowieka na tronie, a jedynie Chrystus Bóg prawdziwy w Trójcy Jedyny!
Czy można od tak pominąć to dziedzictwo? Powiedzieć, że kadzidła, stare obrzędy, religia, chrześcijaństwo, są już dawno temu passe? Właśnie to nam mówi współczesna cywilizacja. A może to jest antycywilizacja? Może to jest tylko ułuda i faktyczne przeciwieństwo wszystkiego czym cywilizacja europejska jest w istocie? Niewątpliwe tak powiedziałby Jeske-Choiński, gdyby miał dane obserwować czasy Unii Europejskiej i hegemonii amerykańskiej filmografii.
Dlaczego Jeske-Choińskiego można postawić na samych wyżynach literatury polskiej? Ponieważ poza kunsztem jego dzieł, ważne jest także o czym on pisał, że jego książki mają duszę! Duszę łacińską, europejską i chrześcijańską!
Nieżyjący już krytyk literacki Stanisław Stanik w swojej książce Pisarze nurtu narodowego (Warszawa 2018, str. 172.) napisał:
„To był wielki pisarz! Teodor Jeske-Choiński, niezwykle popularny autor powieści, artykułów recenzji, żyjący w latach 1854 – 1920, zestawiany z samym Henrykiem Sienkiewiczem, odszedł w zapomnienie, nie będąc wznawiany prawie w ogóle po II wojnie światowej”.
Na szczęście druga część zdania jest już nieaktualna. Cenzurze komunistycznej nie udało się zabić pamięci o tym pisarzu. Jest jednak coś zaskakującego w życiu książek Jeske-Choiński. Zdaje się, że powracają cykliczne w momencie, w którym upadek kultury staje się coraz bardziej widoczny. Oczywiście nie wznawiają go mainstreamowe i popularne wydawnictwa. Zawsze jednak jest ktoś, kto sobie o nim przypomni. Czy to jakiś redaktor, czy mniejsza drukarnia lub portal. To wszystko dzieje się oddolnie, poza systemem wzajemnej adoracji i trafia do wąskiej grupy odbiorców.
Jaka z tego nauka? Odrodzenie intelektualne zaczyna się od nas samych, od poszczególnych jednostek, małych grup, a nigdy odgórnie. Kiedy upadnie to co ogarnia i pustoszy pozostałości chrześcijaństwa, wtedy od dołu znów wzniesie się katedra Chrystusowa!
Paweł Krzemiński